Prawdziwa pasjonatka języka niemieckiego - wywiad z dr Anną Jędrzejczyk



           


dr Anna Jędrzejczyk
Doktor nauk humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, magister ekonomii. Wykładowca akademicki na uczelniach (Uniwersytet Warszawski, Akademia Leona Koźmińskiego oraz Wszechnica Polska Szkoła Wyższa) Autorka książek o języku niemieckim m.in. „ Niemiecki w marketingu”,  „Znasz angielski? Poznaj niemiecki! Kompendium językowo - kulturowe” oraz książki naukowej o employer brandingu w Polsce, Niemczech i w Stanach Zjednoczonych pt. „Internationales Employer Branding”. Prawdziwa pasjonatka języka niemieckiego. Autorka bloga niemieckiwpraktyce.pl


Nie zawsze nauka niemieckiego była Pani pasją, ważniejszą rolę odgrywał chyba język angielski, a szczególnie jego amerykańska odmiana, prawda?

Tak, to prawda! Do 22. roku życia byłam zachwycona tylko i wyłącznie językiem angielskim, a dokładnie amerykańską odmianą tego języka. Było to związane z tym, że jako mała dziewczynka uwielbiałam oglądać bajki Disneya, zazwyczaj po angielsku. Mimo iż urodziłam się w Polsce, bajek słuchałam po angielsku, dzięki czemu od najmłodszych lat miałam do czynienia z tym językiem. Wydawał mi się niesamowicie romantyczny, melodyjny, a „świat disneyowski” – przede wszystkim sprawiedliwy. To wyobrażenie świata, a dokładniej: disneyowskich Stanów Zjednoczonych, towarzyszyło mi do 22. roku życia, a zatem bardzo długo. Po drugie, wierzyłam w stereotyp, że Amerykanie to niesamowicie otwarty naród i że można tam osiągnąć wszystko :-) Zrobiłam zatem wszystko, co w mojej mocy, aby dostać stypendium na amerykańską uczelnię, aby studiować MBA. A jak już wyjechałam i zobaczyłam Stany Zjednoczone oraz poznałam panujące tam zasady, to zdałam sobie sprawę, że „mój Disney” nie istnieje. Wróciłam wtedy do Polski, a język angielski traktowałam już tylko jako język obcy, a nie „język marzeń”. 

 Mieszkała Pani dłuższy czas za granicą najpierw w Stanach, następnie w Niemczech, jak to się stało, że ten znienawidzony, nielubiany niemiecki zaczął się Pani podobać, jak Pani wyjazd na emigrację wpłynął na postrzeganie języka niemieckiego? Czy zmienił jego obraz?

 W przeszłości także w tym przypadku myślałam dość stereotypowo. W Polsce Niemcy byli i są postrzegani stereotypowo – nie jako przyjaciele, a jako dawni wrogowie (a może i obecni?). Osoba, która nie wyjechała za granicę albo nie miała do czynienia z Niemcami, może rzeczywiście w to uwierzyć. Do 26. roku życia Niemcy kojarzyły mi się tylko z drugą wojną światową, z „Ordnung muss sein” (czyli z przesadną pedantycznością) oraz z nauczycielkami ze szkół, które miały bardzo mocny akcent, a ponadto nie były zbyt sympatyczne i zachęcające do nauki tego języka. Uważam, że od tego, jaki jest nauczyciel, zależy naprawdę wiele. W wieku młodzieńczym ważne jest to, aby spotkać osobę, która Cię zainspiruje. Szukasz takich osób. Tylko wtedy jesteś zmotywowany do nauki czegokolwiek. Ja niestety nie miałam szczęścia i nie spotkałam osoby, która w moich oczach stałaby się autorytetem, a ogólnospołeczne stereotypy, o których również i dzisiaj słyszymy, nie pomagały mi w przekonaniu się do języka niemieckiego. Na emigrację do Niemiec wyjechałam tylko w takim celu, aby znaleźć w przyszłości lepszą pracę z językiem niemieckim w Polsce. Zdawałam sobie sprawę, że w wieku 26 lat najskuteczniejszą i najszybszą metodą w nauce języka obcego jest emigracja do kraju, w którym dany język jest używany. Próbowałam się uczyć języka niemieckiego w wielu szkołach w Polsce, również w szkołach prywatnych oraz instytutach, ale niestety: bez dobrych rezultatów. Postanowiłam wyjechać do Niemiec i tam rzucić się na głęboką wodę. Nie oczekiwałam jednak, że mi się tam spodoba. Traktowałam to tylko jako pewnego rodzaju przymus, aby zapewnić sobie lepszą przyszłość. 
Emigracja całkowicie „zdjęła” ze mnie stereotypowe myślenie o Niemcach. Spotkałam tam wspaniałych ludzi, a Niemcy urzekli mnie swoją pracowitością, dbałością o szczegóły oraz chęcią dążenia do innowacji. Niemcy stały się dla mnie „zagubionym Disneyem”. Moja pracowitość i ambicja zostały tam szybko zauważone i docenione, a droga zawodowa, którą przeszłam, wyglądała trochę jak American Dream. Zaczęłam pracować jako asystentka, a skończyłam jako manager w największym sklepie internetowym na świecie: Amazonie, który miał wtedy europejską centralę w Monachium. Na początku nie potrafiłam wypowiedzieć się w języku niemieckim, a po paru latach byłam już na poziomie native speakera.

Jak wyglądało Pani życie jako emigrantki, która dopiero co poznawała język kraju, w którym zamieszkała?

Było bardzo trudno. Znałam niemiecki na poziomie A2/B1, a zatem dość podstawowym. Myślę, że gdybym wiedziała od początku, co mnie czeka, możliwe, że nie zdecydowałabym się na to :-) Ale po przyjeździe do Niemiec zawsze sobie mówiłam: „Dobrze, jestem już tutaj jeden tydzień. Może się jeszcze uda drugi tydzień?”. Tak trwało to kilka lat :-) Przyjechałam do Niemiec do pracy w start-upie (nowo powstałej firmie), gdzie używałam języka angielskiego. W życiu prywatnym starałam się łapać każde słowo, każde wyrażenie, które usłyszałam na ulicy w Berlinie lub w Monachium. Spotykałam się z Niemcami, starając się powiedzieć coś w języku niemieckim. Potem zapisałam się do szkoły językowej, ale koszty tej szkoły były tak duże, że głównie starałam się uczyć poprzez czytanie książek po niemiecku w mojej ulubionej księgarni w Monachium (Hugendubel) oraz poprzez rozmowy z przypadkowymi Niemcami. Każdy dzień był pasmem nieporozumień, bo okazywało się, że niepotrzebnie tłumaczyłam zdania z języka polskiego na język niemiecki. Trzeba „wejść” w myślenie niemieckie i dopiero wtedy zacząć formułować zdania w języku niemieckim, nie nawiązując do języka polskiego. Całkowicie ograniczyłam zatem swój kontakt z językiem polskim w czasie emigracji. Stwierdziłam, że muszę całkowicie przestawić się na język niemiecki, jeśli chcę znaleźć lepszą pracę w Niemczech, a przez to mieć wyższe zarobki, a co za tym idzie – większe oszczędności. Udało się. Po trzech latach rygoru uzyskałam certyfikat z języka niemieckiego na poziomie native speakera. Tak, to możliwe. Jeśli ma się samozaparcie i po części zdolności muzyczne  
(szybko łapałam „melodię” zdania i słowa). Większość moich uczniów i studentów poprzez całkowite zanurzenie się w języku niemieckim (z moją pomocą) z roku na rok również „podskakuje” z poziomu na poziom. Wiem o tym, że stosowanie tylko „szkolnych” metod nauczania języka niemieckiego nie prowadzi do dobrych rezultatów. Przekonałam się o tym na własnej skórze.

Na swoim blogu, pisze Pani o tym, że podczas gdy mieszkała Pani w Monachium zaczęła Pani coraz gorzej mówić po polsku, poprzez ograniczony kontakt z językiem. Jak poradziła sobie Pani z tym problemem?

 Tak było. Zresztą nadal mam z tym problem, ponieważ używam języka niemieckiego przez 80% swojego czasu, mimo iż mieszkam już w Polsce. Nie używam języka polskiego na lekcjach języka niemieckiego. Jeśli usłyszę od swojego ucznia: „Wiem, jak tę rzecz nazwać po niemiecku, ale po polsku… nie wiem”, to dla mnie jest to sukcesem. Uczę niemieckiego. Nie polskiego ☺ Jestem przeciwniczką tłumaczeń w czasie lekcji i staram się zrobić wszystko, aby również i moi uczniowie zauważyli, że warto na początku się trochę „pomęczyć”, aby zobaczyć rezultaty. To tak jak ze sportem. Wysiłek się opłaca. Nie warto używać języka polskiego w czasie lekcji języka niemieckiego. I nawet podczas przerw rozmawiam z uczniami/studentami TYLKO w języku niemieckim. Dopiero jak zauważam, że uczeń/student odczuwa zniechęcenie, to zaczynam mówić po polsku. Ale równocześnie wiem wtedy, że... postępy u tego ucznia będą mniejsze.

Jak wyglądało Pani „zanurzenie” w języku niemieckim podczas pobytu w Niemczech porównując naukę niemieckiego w Polsce?
Przede wszystkim w czasie rozmowy z Niemcem nie mogłam przetłumaczyć jakiegoś słowa z języka polskiego na język niemiecki. Musiałam tak długo coś tłumaczyć, używając do tego języka niemieckiego, aż Niemiec zrozumiał, o co mi chodziło. To jest trudniejsze i bardziej czasochłonne, ale skuteczniejsze przy nauce języka obcego. Zawsze powtarzam, że zawody nauczyciela i tłumacza są różnymi zawodami i nie powinno się stawiać między nimi znaku równości. Niestety użytkownicy Internetu oczekują czegoś innego i sama często „tłumaczę” zdania. Na lekcjach i na wykładach tego nie robię. Specjalnie zaczęłam pracę jako nauczyciel w szkole Berlitz, aby nauczyć się metody zanurzenia się w języku. Świetnie odpowiadała ona temu, co sama przeżyłam, ucząc się języka niemieckiego na emigracji.

Dlaczego zdecydowała się Pani na studia doktoranckie i dlaczego akurat dziedzina, jaką jest językoznawstwo Panią zainteresowała?
Głównie zainteresowała mnie germanistyka, jednakże doktorat można pisać jedynie z literaturoznawstwa albo z językoznawstwa. Wybrałam językoznawstwo, przy czym bardzo mi zależało, aby promotor rozmawiał ze mną tylko w języku niemieckim. Udało mi się znaleźć taką promotorkę i przyznaję, że dogadywało mi się z nią świetnie. Jestem przekonana, że chodziło nie tylko o język, ale też i o mentalność. Niemieckojęzyczne osoby, a szczególnie te, które wychowały się w niemieckojęzycznym środowisku, są konkretne i patrzą przede wszystkim na rezultaty, a nie tylko na relacje. Co więcej, językoznawstwo jest obecnie szeroko postrzegane. Nie tylko jako język, ale również jako doświadczenia danej osoby, która posługuje się danym językiem. Lubię takie interdyscyplinarne obszary nauki.

Skąd decyzja by uczyć innych języka niemieckiego?
Sprawia mi to niesamowitą radość. O wiele większą niż blogowanie lub bycie influencerem w Internecie i zdecydowanie większą niż praca w marketingu lub w sprzedaży (na początku pracowałam w międzynarodowych korporacjach właśnie w tych działach). Wyszło to samo z siebie – lubię kontakt z ludźmi, a szczególnie wtedy jak mogę ich zobaczyć i jak widzę lub słyszę ich reakcje. Uwielbiam ich „wow”, jak słyszą ode mnie o różnych ciekawostkach językowo-kulturowych z emigracji lub z moich badań naukowych. Lubimy być tam, gdzie nas doceniają. Czuję ogromny „power” po lekcjach.

 Jak odnajduje się Pani w roli nauczyciela akademickiego, czym różnią się jego zadania od nauczania na kursach, w szkole?
 Na uczelniach nauczam już od 7 lat, a od roku pracuję jako doktor, a nie jako magister, dlatego mogłam spokojnie zaaplikować też na inne stanowiska na uczelniach (stanowiska dydaktyczno-naukowe oraz naukowo-badawcze). Już od wielu lat zdobywam doświadczenie dydaktyczne i opracowuję materiały do zajęć. Widać zatem, że praca wykładowcy akademickiego bardzo przypadła mi do gustu. Mam świetne rekomendacje, którymi mogę się pochwalić, i to mnie cieszy najbardziej.
Na Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie uczę języka niemieckiego w ekonomii, korzystam z materiałów ze swojej strony www.niemieckiwpraktyce.pl oraz nawiązuję do swojego doświadczenia praktycznego na emigracji i do swojej wiedzy ekonomicznej. Przeżyłam pracę jako ekonomistka w Niemczech na własnej skórze, dlatego łatwo było mi przygotować te materiały, ponieważ wszystko miałam już gotowe ☺ Zarówno autorskie filmiki, jak i zeszyt ćwiczeń oraz autorskie teksty. Opieram się również na mojej książce wydanej w wydawnictwie POLTEXT: „Niemiecki w marketingu. Marketingdeutsch”.
Na Uniwersytecie Warszawskim uczę nie tylko języka niemieckiego, czyli gramatyki i słownictwa. Uczę przede wszystkim niemieckiej historii i literatury oraz kultury i mentalności Niemców. Wiedzę w tym zakresie w większości musiałam zdobyć sama. Nie miałam również wcześniej opracowanych autorskich materiałów do tych zajęć, a zatem te zajęcia były do tej pory dla mnie największym wyzwaniem.
We Wszechnicy Polskiej Szkole Wyższej w Warszawie mam zajęcia m.in. z anglistami, których uczę języka niemieckiego od podstaw, więc i w tym przypadku miałam już gotowe materiały – korzystam m.in. ze swojej książki „Znasz angielski? Poznaj niemiecki! Kompendium językowo-kulturowe”. A na Uniwersytecie Otwartym UW mam pięknie dopracowane materiały, z których przygotowałam następnie e-booka „Niemiecki w biznesie A2/B1”, aby udostępnić go również osobom, które nie mogły uczestniczyć w kursach na Uniwersytecie Warszawskim.

Moje lekcje to lekcje skłaniające do myślenia ☺ Lubię dyskusje i lubię podważać status quo. Tego też staram się nauczyć swoich studentów. Osoba kończąca studia wyższe powinna przede wszystkim rozpoznawać różne perspektywy i umieć dyskutować (w sposób kulturalny i inteligentny). Nie każdy to potrafi. Większość osób w Polsce od razu się „obraża” przy jakichkolwiek dyskusjach lub „atakuje” przeciwnika. A Niemcy wręcz uwielbiają dyskutować. Jeśli ktoś chce się nauczyć języka niemieckiego, warto, by nauczył się spokojnej, zrównoważonej dyskusji i wymieniania różnych poglądów.

 Jak patrzy Pani na siebie z perspektywy lat, kiedy dopiero zaczynała Pani naukę języka, co sprawiało Pani największą trudność i co zmieniłaby Pani w swoim podejściu, gdyby mogła Pani cofnąć czas?

Zweryfikowałabym wcześniej stereotypy, które miałam w głowie. W dość późnym wieku starałam się wszystko nadrobić, co na przykład nie wpłynęło na mój rozwój zawodowy, ale wpłynęło bardzo na życie prywatne. O ile jestem bardzo zadowolona ze swojej drogi z językiem niemieckim (publikacja dwóch książek do nauki języka niemieckiego: bestsellera językowego w Empiku „Znasz angielski? Poznaj niemiecki! Kompendium językowo-kulturowe” i „Niemiecki w marketingu. Marketingdeutsch”, następnie opublikowanie pracy doktorskiej w niemieckim wydawnictwie SPRINGER oraz założenie własnej firmy z kursami online z Wirtschaftsdeutsch), to w życiu prywatnym nie miałam czasu na szukanie i rozwijanie mocnych relacji. A może nie miałam szczęścia, aby spotkać odpowiednie osoby? ☺ Z perspektywy lat jestem z siebie dumna, że pomimo dość niesprzyjających warunków byłam w stanie spełnić swoje marzenia. A wręcz: nieprzyjemne sytuacje przemienić w swego rodzaju „lekcje życiowe”. Przy nauce języka niemieckiego mogłabym mówić: „szkoda, że nie wyjechałam wcześniej za granicę” albo „szkoda, że nie spotkałam dobrych nauczycieli z niemieckiego w Polsce”. Mogłabym. Ale późniejsze sytuacje, m.in. na emigracji, nauczyły mnie hartu ducha i podtrzymywania motywacji. To też było ważne.

Czy ma Pani jakieś zawodowe marzenia?
Chyba tylko to, aby stać się inspiracją dla innych Polaków do realizacji swoich marzeń zawodowych. Ja już swoje zrealizowałam. Jestem zadowolona z tego, co mam i jakich ludzi mogę obecnie spotykać na swoich kursach, lekcjach i wykładach.

Czy mogłaby Pani coś więcej powiedzieć na temat kursów na Uniwersytecie Otwartym Uniwersytetu Warszawskiego? Jaki jest cel Pani pracy z kursantami? Czy naprawdę dzięki tym kursom zwiększają się ich szanse na rynku pracy?


Kursy są pisane przez wykładowców, którzy są przynajmniej doktorantami UW. A zatem nie ma tam osób, które przypadkowo otrzymały stanowisko lektora lub nauczyciela języka niemieckiego. Nie ma tam również samozwańców ☺ Każdy program kursu jest akceptowany przez komisję profesorów, doktorów UW, a następnie skrupulatnie sprawdzany. Nie ma tam miejsca na pomyłki, niedopracowane programy albo zbyt nudne wykłady/ćwiczenia. Cel moich kursów to przede wszystkim sprawienie, aby Polacy zaczęli skutecznie komunikować się w języku niemieckim w pracy oraz w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. Uczę języka niemieckiego, ale przede wszystkim „zachowania się w języku niemieckim”. Kursy zwiększają szansę na rynku pracy, ponieważ: po pierwsze – dzięki nim lepiej zna się język niemiecki, a dodatkowo – ma się moją rekomendację (jeśli zda się egzamin), a przede wszystkim dyplom UO UW. To prestiż.

Jakie wspomnienia ma Pani z pobytu w Niemczech? Czy gdyby nadarzyła się ku temu okazja, to czy wróciłaby Pani do Niemiec do pracy na stałe czy raczej tylko turystycznie?

Mam bardzo dobre wspomnienia. Jakby nadarzyła się okazja i mogłabym tam wrócić, ale tym razem jako wykładowca akademicki, to tak: skorzystałabym z tego. Myślę, że tym razem głównie ze względów finansowych. Też z taką myślą pisałam pracę doktorską w języku niemieckim – aby móc kiedyś wrócić do Niemiec. Lubię poza tym mentalność Niemców. Dla mnie to „Disney” – ten, o którym wcześniej myślałam, że znajdę go w Stanach Zjednoczonych. Czułam w Niemczech sprawiedliwość i nastawienie na wyniki. A wydaje mi się, że to jest bardziej sprawiedliwe niż ocenianie kogoś przez pryzmat tego, czy się go lubi czy nie.

Co udało się Pani zwiedzić? Czy wielowymiarowe poznawanie kraju, kultury, historii jest dla Pani ważne w procesie akwizycji języka?

 Nie tyle odwiedziłam, co mieszkałam w Lipsku, Berlinie, Hamburgu, Mainz oraz w Monachium. Dodatkowo odwiedziłam Norymbergę, Frankfurt nad Menem oraz Wiedeń (Austria). Dla mnie kultura to mentalność (współczesna) danego kraju. Kultura oparta na wytworach historycznych lub literackich nie ma dla mnie większego znaczenia. Dla mnie to przeszłość, zamknięta przeszłość, która jedynie w szczątkowej formie ma jakiś wpływ na teraźniejszość. To, co jest TU i TERAZ, najbardziej wpływa na to, jacy są Niemcy i jaka jest ich kultura. Całość moich przemyśleń zapisuję w swoich książkach. Głównie opisuję to, co aktualne, a nie historyczne. Daję rady i podsuwam gotowe rozwiązania, jak odnaleźć się w niemieckojęzycznym środowisku. Szybko i skutecznie. Ekonomicznie. Jestem germanistką z ekonomicznym sercem ☺

Gdzie widzi Pani siebie w życiu zawodowym za 10 lat?

 Najchętniej widzę siebie jako wykładowcę akademickiego, nauczyciela niemieckiego i naukowca. Chcę nadal uczyć języka niemieckiego i kontynuować badania naukowe nad językami. A zatem robić to, co robię teraz ☺ Mogłabym również rozwinąć działalność w Internecie, ale mogę to robić tylko wtedy, jak mam „wolne” od uczelni, czyli: w czasie świąt, wakacji lub ferii zimowych. Nie chciałabym zrezygnować z pracy na uczelniach.

Jakie rady dałaby Pani osobom, które dopiero rozpoczynają naukę języka niemieckiego?

 Zanurzcie się w języku. Nie bójcie się. Przez błędy człowiek najlepiej się uczy. Reszta: sama przyjdzie z czasem 😊

Czy Pani praca jest Pani życiową pasją?

Tak, ponieważ rzeczywiście angażuję się i ekscytuję się w czasie lekcji, wykładów, jakbym była gdzieś na jakimś meczu piłki nożnej 😊 Tak dużą sprawia mi to przyjemność. 

Co robiłaby Pani w życiu zawodowym, gdyby nie język niemiecki?

 Hm… pewnie byłabym ekonomistką pracującą w dziale marketingu, czyli tą osobą, którą byłam jeszcze przed emigracją. Pewnie dążyłabym do napisania pracy doktorskiej z ekonomii, ponieważ pisanie i nauka również mnie niesamowicie ekscytują. Coś na pewno bym wymyśliła 😊 Bo ja ciągle szukałam swojego „Disneya” i cieszę się, że go znalazłam. Nawet w Polsce 😊
I mam nadzieję, że odnalazłabym gdzieś pasję do nauczania. Moją energię w czasie lekcji odkryłam bowiem dopiero w czasie nauczania języka niemieckiego.


                                                                                                                                        
Wywiad  z dr Anną Jędrzejczyk przeprowadziła Karolina Łatacz,
Studentka filologii germańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz
autorka bloga Zakochaj się w niemieckim




 
       

                                                                                                  

Komentarze

  1. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie praktycznie od zawsze obecny był język angielski i myślę, że właśnie dzieci również będą się go uczyły. jako, że mieszkamy w Serocku to poprzez stronę https://earlystage.pl/pl/szkola/serock udało nam się znaleźć najlepszą szkołą językową na miejscu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz