Moja nieoczywista droga do bycia germanistką


Moja droga do bycia germanistką była drogą bardzo szaloną, piękną, nieprzewidywalną, pełną zwrotów akcji, ale również drogą wyboistą. Rozpoczynając liceum (do którego dostałam się, choć zupełnie się tego nie spodziewałam) myślałam, że pójdę na prawo lub anglistykę. Jednak dostanie się do klasy (grupy z rozszerzonym niemieckim) nie uszczęśliwiało mnie i lekko krzyżowało moje plany. Już po kilku dniach udało mi się znaleźć w grupie z rozszerzonym angielskim. Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest tak jak być powinno. Nie wiedziałam jednak, że za chwilę czeka mnie życiowa rewolucja, że zakocham się w niemieckim i wybiorę zupełnie inną drogę w życiu.

Wracając jednak do początku liceum. Nawet w grupie o niższym poziomie języka niemieckiego nie radziłam sobie najlepiej. Stan mojej wiedzy po trzech latach gimnazjum wołał o pomstę do nieba. Już po miesiącu nauki w liceum postanowiłam coś z tym zrobić i rozpoczęłam zajęcia dodatkowe, aby szybko nadrobić zaległości. Jednak z miesiąca na miesiąc moje oceny było coraz lepsze, motywacja do nauki niemieckiego szybował, a ja coraz bardziej miałam wątpliwości, czy rezygnując z rozszerzonego niemieckiego nie popełniłam życiowego błędu. Już rok później wiedziałam, że to moja życiowa pasja i miłość, a podczas wycieczki klasowej na jarmarki bożonarodzeniowe w grudniu 2014, gdy zauroczyłam się Wiedniem, podjęłam decyzję, że będę studiować germanistykę. Długo skrywałam przed całym światem swoje plany, bałam się oceniania, za to ze wszystkich sił próbowałam udowodnić innym, że moja wiedza jest wystarczająca. 

Później już tylko dążyłam do celu, jakim było dostanie się na Uniwersytet Jagielloński. Po maturze miałam wielkie oczekiwania co do uczelni i życia studenckiego. Zawiodłam się. Nie potrafiłam się odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie umiałam zrozumieć, jak działa cały system uczelniany. Przyszedł kryzys we wszelkich możliwych sferach życia. Nie wiem jak z niego wyszłam. Pierwsze lata studiów to był czas rozwoju, ale również czas lęku o każdy egzamin, o wszystko. Kiedy już wychodziłam na prostą i zaczęłam się cieszyć się studiami runęło niebo, przez moje życie przeszło tornado, które zapoczątkowała nagła śmierć ojca, pandemia, samotność skończywszy na braku możliwości obrony pracy licencjackiej.

Nigdy nie myślałam o tym, żeby studia magisterskie kończyć w innym mieście. Dwa lata temu byłam jednak bardzo zmęczona tym co było do tej pory, czułam ogromną potrzebę zmiany. Pewnej bezsennej, pandemicznej nocy przyszło mi do głowy, że przecież zawsze mówiłam, że do Krakowa to tylko na studia, a później już tylko Warszawa. Zawsze o niej marzyłam. Po co czekać jeszcze dwa lata ? Później już wszelkie znaki na niebie i ziemi pokazywały mi, że ta Warszawa będzie dla mnie najlepsza. Nie miałam żadnych oczekiwań. Nie zdążyłam ich mieć, nawet o nich pomyśleć. Ten kto bronił pracy licencjackiej zdalnie na uczelni w Krakowie, w rzeczywistości w kawiarni na Powiślu, by 15 minut później zanieść dokumenty na magisterkę w Warszawie ten wie 😉. 

W Warszawie miałam możliwość odkreślić to co było grubą kreską i zrozumieć, co znaczy być studentem, przestać się bać. To była jedna z najlepszych decyzji w życiu. To były dwa lata, choć w połowie zamiast na Dobrej 55 spędzone na Google Meet. Dwa bardzo krótkie lata, które wiele mnie nauczyły, dodały odwagi i otworzyły wiele drzwi, dały ogrom możliwości nie do opisania. Przez te ostatnie lata zmieniło się chyba wszystko, jedno pozostaje niezmienne; moja miłość - niemiecki ❤

Pewnie zastanawiacie się po co to piszę. Pomyślałam, że moja historia będzie pomocna dla kogoś, kto teraz płaczę, że nie zdał ważnego egzaminu, dla kogoś, kto boi się, czy jest wystarczający/ wystarczająca, dla kogoś, kto poniósł porażkę, tak wielką, że myśli, że życie się dla niego skończyło, dla kogoś, kto boi się przyznać, że o czymś marzy, dla kogoś, kto odnalazł życiową pasję, ale boi się wyśmiania, dla kogoś, komu traumy i życiowe dramaty przeszkadzają w spełnianiu marzeń, dla kogoś, kto uczy się pilnie, stara, a uważany jest za zbyt pewnego siebie, chwalipiętę i wreszcie dla kogoś kto chce swoją pasją dzielić się ze społeczeństwem, ale panicznie boi się opinii innych i postanawia działać incognito. Żadne z tych uczuć nie jest mi obce.

Wielokrotnie obwiniałam się; ile ja rzeczy mogłam zrobić lepiej, lepiej się przygotować, wybrać inne zajęcia, inny termin egzaminu. W końcu kilka tygodni temu w jednym z seriali sprzed ponad dekady usłyszałam zdanie: "Zrozumiałam, że nie ma sensu żałować naszych życiowych wyborów, bo w momencie, kiedy je podejmujemy to wydają się najlepszymi decyzjami, a przecież nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich konsekwencji". Staram się już nie żałować pewnych decyzji, tego co było, szczególnie jeśli oprócz walki z egzaminami, biurokracją, trzeba walczyć z chorobą.
Drugim powodem dla którego piszę ten tekst jest chęć podziękowań. Przez tydzień od obrony biłam się z myślami, czy napisać to, czy nie. 
W końcu stwierdziłam, że drugiej takiej chwili w życiu nie będzie. Ponadto to symboliczny moment. Bo choć nadal będę studentką, moja przygoda na germanistyce dobiegła końca, choć sama w to jeszcze nie wierzę.

Chciałabym podziękować przede wszystkim dwóm osobom, dzięki którym zaczęłam się tak naprawdę uczyć języka niemieckiego. Mówi się że sukces ma wiele matek. Mój ma dwie:
Mojej wychowawczyni i nauczycielce niemieckiego pani Iwonie Strzeleckiej z I Liceum im. Juliusza Słowackiego w Częstochowie dziękuje za miłość do niemieckiego i krajów niemieckojęzycznych. Dzięki zorganizowanej przez Panią wycieczce w grudniu 2014 zakochałam się w Wiedniu. Ponadto dziękuje za pomoc i wsparcie, przygotowanie do matury i do studiów germanistycznych, za to że mogłam się rozwijać, za to że jako jedna z niewielu zrozumiała Pani moją nieoczekiwaną pasję i że ja jako osoba zaczynająca od odmiany czasownika sein skończyłam liceum pisząc maturę rozszerzoną, za to, że nigdy nie nudziłam się na Pani zajęciach i zamiast odliczać do końca patrząc na zegarek smuciłam się, że czas mija za szybko, za lekcje krajoznawcze w Bibliotece Austriackiej w Opolu, co jak się okazało dało podwaliny pod moją pracę magisterską.

Anitcie Nour El Din dziękuje ci za to, że po kilku miesiącach nauki niemieckiego, powiedziałaś mi, że właściwie to mogłabym nawet zdawać maturę. Nigdy tego nie zapomnę. Dało mi to ogromną wiarę we własne możliwości i że nie możliwe staje się możliwe. Dziękuje za to, że sposób, jaki wybrałaś tak szybko zaczął przynosić efekty. Ponadto twoje metody wykorzystuję na zajęciach z uczniami, a zeszyty z z naszych zajęć trzymam na pamiątkę i służą mi za źródło materiałów dydaktycznych. Również tobie dziękuje za przygotowanie do matury, za twoją wiedzę i sposób w jaki ją przekazywałaś. Po maturze długo nie mogłam się przyzwyczaić do tych sobót bez nauki niemieckiego i zawsze będę je ciepło wspominać.
Dziękuje mojemu nieżyjącemu już ojcu za naukę pierwszych niemieckich słów, podróże po Niemczech i Austrii, udział w jarmarkach. Wiem, że zawsze żałowałeś, że nie poświęciłeś tyle czasu na niemiecki, ile byś chciał.

Mamie dziękuje, za odpytywanie mnie ze słówek, w różnych okolicznościach (z plażą włącznie), za cierpliwość, kiedy próbowałam nauczyć Cię niemieckich słów oraz podróże.

Dziękuje moim dziadkom od strony mamy, na których zawsze mogłam liczyć w kwestii podwozu na dworzec, kiedy żyłam pomiędzy Krakowem i Częstochową, a później pomiędzy Warszawą i Częstochową. Dziękuje za waszą miłość i za to, że nigdy we mnie nie zwątpiliście.  

Ponadto dziękuje rodzicom, że nigdy nie wpajali mi obrazu Niemców jako morderców, a języka niemieckiego jako języka wroga. Miało to istotny wpływ na moje podejście do niemieckiego.

Dziękuje wszystkim osobom, które miałam okazję poznać na studiach w Krakowie. Moje podziękowania kieruję przede wszystkim do: Patrycji dziękuje ci za wszystko co było na początku i co jest teraz, Sylwii dziękuje za przechodzenie przez wszystkie egzaminy i łacinę (wtedy się poznałyśmy), Annie dziękuję ci za naszą germanistyczno - kocią przyjaźń.

Ponadto chciałabym podziękować kolegom i koleżankom z UW. Szczególnie podziękowania kieruję do Justyny. Będzie mi brakowało twoich żarcików i powiedzonek. Dziękuje też Agacie za wsparcie podczas PNJN Medizin i koty. Dziękuje również pozostałym kolegom i koleżankom ze specjalizacji językoznawczo - tłumaczeniowej za to, że pomimo pandemii potrafiliśmy stworzyć grupę.

Dziękuje mojej pani promotor prof. ucz. dr hab. Annie Just za możliwość realizacji wymarzonego tematu pracy magisterskiej. To był dla mnie zaszczyt i czysta przyjemność !

Dziękuje wszystkim tym, których spotkałam na swojej drodze.

Wrogom i nieprzyjaciołom i wszystkim tym, którzy wątpili w słuszność moich racji mogę dziś powiedzieć tylko jedno: Nie mieliście szans! Z moją pasją nie wygracie! Jest silna tak długo, jak ja jestem silna.

Nigdy nie żałowałam wyboru kierunku studiów i głęboko w to wierzę, że nigdy nie będę tego żałować!

Tydzień temu zamknęłam księgę pt "Germanistyka". Wszystką po to by zakończyć pewien etap życia i otworzyć drzwi czemuś nowemu, co stoi tuż za rogiem i tajemniczo się do mnie uśmiecha. Wspaniale jest kończyć studia z myślą, że to nie koniec bycia żakiem, to dopiero początek. Na koniec chcę tylko powiedzieć:..................................................................................................................ciąg dalszy nastąpi! 







Komentarze